czwartek, 28 lipca 2022

Bajka o Widzącej




Jej poczucie samotności, jej samotność ziarenka materii rzuconego w lodowatą przestrzeń oceanu nigdy nie malało. Nie łagodziły go ramiona kochanków, ani ramiona przyjaciół, ani ramiona ciepłych, rozgrzanych dobrem wrzechświata źdźbeł trawy. Jej własne ramiona też nie potrafiły wytulić z niej tego chłodu, który przybierał formę nieokreślonej, słonawej jak morska woda melancholii. Czasem różnobarwne nitki życia pozwalały jej na chwilę zapomnieć. Na chwilę tworzyły przed jej oczami fatamorganę falujących, różnobarwnych świateł w których zatracała się ochoczo wszystkimi zmysłami.

Miała blisko trzydzieści lat kiedy zrozumiała, że to nieustanne poczucie oderwania wynika z wady wzroku. Tak, właśnie z wady wzroku.

Widziała więcej i dalej, głębiej zaglądała w oczy, sięgała wzrokiem pod tkaninę materii i próbowała - długo i usilnie - porozmawiać o tym co widzi. Kiedy jednak tylko zabierała się za to, brakowało jej słów. Słowa, wymyślone przez tych, którzy widzą tylko tu i teraz nie miały takich przymiotników, takich czasowników i rzeczowników, które opowiadałyby o sprawach duszy w jasny i prosty sposób. Kiedy tylko otwierała usta, jej słowa brzmiały kaleko, niezgrabnie i wtedy najczęściej milkła, speszona ich nieadektwatnością.
Próbowała więc malować, ale było za mało kolorów i potem długo płakała w nocy, bo żaden ziemski kolor nie był nawet podobny do koloru jej duszy.
Chciałaby to wytańczyć, ale nogi i ręce, poddatne prawom fizyki, zbudowane z atomów, pierwiastków, komórek, włókien i tkanek, nie potrafiły nadążyć za jej myślami.

Nikt jej nie słyszał. Nikt nie rozumiał. Była ziarenkiem materii w lodowatej przestrzeni.


Marzyła nocami o staniu się zwykłą dziewczyną, z oczami jak każde inne, z czasem wypenionym tym, co robią zwykłe dziewczyny w zwykłym, małym świecie, gdzie jest dużo miejsca na zwykłe ludzkie historie, a mało na samotność ziarenka materii. 

Teraz, celowo zamyka czasem oczy, bo łatwiej jest nie widzieć nic, niż widzieć za wiele. Nikomu już nic nie tłumaczy, nie miesza farb, nie próbuje wytańczyć smutku. Oswaja swoją samotność, głaszcze jej śliskie pióra. Zamyka oczy i pozwala sobie Czuć i Widzieć. Chowa te obrazy w sobie i trzyma je w sercu jak największy skarb. Czasem tylko jeszcze otwiera stary, pokreślony zeszycik i bazgra w nim kilka nieadekwatnych słów.