piątek, 16 listopada 2012

From me with love.




"I want to hug each and everyone of you 
who has been bullied, abused, had or has an eating disorder, self harmed in any way, depressed, had or has suicidal thoughts, attempted suicide, or just feeling lonely. I want to show you that people care, and if i could show you by giving you a hug, i’d hug you all."




poniedziałek, 12 listopada 2012

Balance of power

Natalka w piątek: jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie!
Natalka w sobotę: mam wszystkiego dosyć!
Natalka w niedzielę po południu: osz, ale mam dobry humor!
Natalka w niedzielę wieczorem: szit, no nie wierzę w swojego pecha!
Czyli zapraszamy na przedstawienie pt.: "Co zrobić, jeśli życie cię jednocześnie głaszcze i kopie po tyłku"

Mój bileeeet <3 plus mini TARDIS w celu dopełnienia kompozycji.

To może od początku, nius numer jeden: JADĘ NA KONCERT BON JOVIEGO!!! (Jeśli ktokolwiek jeszcze o tym nie wie, w co wątpię C:  Nie wiem jaka dobra karma tutaj podziałała i za co, ale fakt jest faktem: jadę. Z Potworkiem i Piątym Rolling Stonesem, cudem! Po moim naiwnym ogłoszeniu na fejsie, że chce jechać, a kasy nie mam, znajoma pisze do mnie "daj numer konta". Moje wtf co się dzieje nie miało granic xD a potem to już tylko czysta radość, ekscytacja i generalnie tęcza czternastobarwna. Idę w piątek po bilet do Empiku, pełny poker fejs na ryju, a jedyne co miałam ochotę zrobić to zakrzyknąć z satysfakcją do bogu ducha winnej pani przy kasie, że "jadę, jadę, jadę, a ty tu będziesz siedzieć i sprzedawać biletasy!" xD Tęcza generalnie zniknęła w sobotę rano. Akt drugi, dom.


Dom czyli rodzice. I wieczna wojna światowa, od pięciu lat non stop. Już człowiek nawet się przyzwyczaił, że gdzie ma' i da' razem, tam masakra. Ale ostatnio weszli chyba na jeszcze wyższy (o ile to w ogóle możliwe  poziom nienawiści. Powinno im się wyświetlić nad głowami takie "Level up", totalnie. A ja tylko tego słucham, udaję, że mnie nie obchodzi, a potem ryczę po kontach jak jakiś bachor (co jest generalnie bardzo żenujące :/). I generalnie czuję się jak jedyna osoba dorosła w chacie. Masakra. Na szczęście w niedzielę wracałam do Lublina. Akt trzeci, podróż.


Zawsze uważałam, że pociągi to świetne miejsca do zawierania nowych znajomości (nie ma to jak duszny przedział, człowiek od razu czuje integrację :P). Nu i tak właśnie, od dusznego przedziału dwa tygodnie temu się zaczęło i Natalka poznała fajnych ludzi. Nu a wczoraj ci fajni ludzie w postaci pana K. także jechali na Wschód. Więc się gadało o życiu, walcach i nauczycielach, co niesamowicie mi poprawiło humor po domowej atmosferze. Skoczyło się przed PKP ze słowami: napisz czy dotarłaś, bo pełno złodziei, gwałcicieli i ogólnie złych pipuli. Nu, to chyba czas na akt czwarty, ostatni. Dwudziestka ósemka.


Jeśli wsiadasz do tłocznego pociągu a ktoś pcha się niemiłosiernie, chociaż i tak się zmieści do środka, to już wiedz, że coś się dzieje, Sad Sejatan się tobą interesuje. Sad Sejtan w postaci jakiegoś kolesia zainteresował się i mną, a raczej zawartością mojej torebki. Generlanie w skrócie: wsiadłam, patrzę, portfela nie ma. Well, poszłam z laską, na którą ta Menda Społeczna również poleciała,  do Pana Władzy, zgłosiłam, zasmuciałam się. Wszystko się poszło kochać: karta do bankomatu, legitymacja, dowód, bilet miesięczny i pieniądze. Brawo, brawo, Natalko. A rodzicielka przed wyjściem mówiła "pilnuj torebki". Morał z tego znany, trzeba zawsze słuchać mamy.
No i czas na wnioski, które, nota bene, wyczytałam u Niekrytego na blogu: im lepsza rzecz cię spotka, tym bardziej prawdopodobne, że spotka cię coś równie nieprzyjemnego. Słowem: czymś za ten koncert i podróż musiałam, niestety zapłacić. Jak to pani DeWu rzecze, balance of power musi być.



poniedziałek, 5 listopada 2012

łot is dis pis of szit?

O ho ho ho ho, jaka zła Natalka, patrzcie tylko. Zamiast pobożnie zabrać się za robotę w czas, obżerała się przez święta domowymi obiadkami. A potem siedzi po nocach, płacze, że projekty niezrobione, na wykłady nie chodzi bo walczy z fotoszopem, wpiernicza bananowe płatki śniadaniowe z Biedry i generalnie, nołlajfuje na maksa. No ale co zrobić, w końcu pogoda nie taka, dużo innych rzeczy do zrobienia (w tym oglądanie po pierdylion razy tych samych filmików na jołtubie), dysfunkcja systemu motywacji no i huragan w Hameryce. Tak, wszystko przez huragan, dlatego mi się nie chce. Na pewno.
No a generalnie, to chciałabym skorzystać z okazji i pozdrowić mamę, tatę, babcię (pierogi miotą!) i znajomych, skoro już do tych internetów siadłam (no co, wolny kraj, pozdrawiam gdzie chcę i kogo chcę. kij, że środek posta). I Martę P, tak randomowo, bo czyta czasem moje wyżalanie na ekranie.
Jeśli macie jeszcze jakieś wątpliwości biorąc pod uwagę tego bogatego merytorycznie posta to tak, nudzi mi się. O, i w sumie nawet wymyśliłam teorię dlaczego! Otóż: nudzi mi się, mimo że mam dużo do roboty. Ale że nie chce mi się robić tego, co mam do zrobienia, a beztroskie oddanie się rozrywkom wywołuje u mnie poczucie winy, że nie robię tego co muszę, to siedzę sobie w takim półstanie, tocząc duchową walkę. I nudząc się. Bo duchowe walki nie zawsze są tak zajmujące jak Pamiętniki z Wakacji.
Ale nadal, mimo wszystko, Natalka jest optymistką - wierzy szczerze, że kiedyś jej się zachce i wtedy powstanie taki post, że rozjebie kosmos. Dobra, kończę, wstydu sobie szczędzę.