czwartek, 26 czerwca 2014

The rain has come again

W takie noce jak dzisiejsza, kiedy próbuję uciec przed demonami w mojej głowie, kiedy wychodzę na deszcz ze słuchawkami na uszach, kiedy nie boją się mnie nawet bezdomne koty (zawsze uważałam że koty są szczególnie wrażliwe na melancholię, czego nigdy nie mogłam powiedzieć o tych wiecznie szczęśliwych, merdających ogonami psach), myślę tylko o jednym miejscu do którego mogłabym pojść i jak na złość, jedynym gdzie iść nie mogę. Odwiedzanie dawnego kochanka z powodu melancholii to nie jest najlepszy pomysł. Ale, mimo że nigdy nie poznał mnie, emocjonalnego żółwia w grubej skorupie, od tej strony, wiem na pewno, że on jeden, który kochał się w muzyce Wilsona i w deszczu, mógłby zrozumieć mnie i poczuć. I choć doceniam starania moich przyjaciół którzy starają się mnie w takie noce jak te pocieszać, to wiem, że nie doświadczyli tego smutku bez powodu i bez lekarstwa, tego który jest jak cień każdej dobrej rzeczy w twoim życiu, nie są w stanie mi ani pomóc ani pojąć jak to jest. Może to weltzschmerz, moze depresja, ale boję się życia bez tych momentów kiedy płacze bez powodu, może dlatego że dają mi ostatni dowód że jeszcze cololwiek czuję i że żyję. Więc słucham tej muzyki której nauczył mnie słuchać mój dawny przyjaciel,  słucham deszczu i czekam aż zadnieje, żeby obejrzeć, jak on, wschód słońca. Samemu. Bez niczyjej radosnej, wspierającej, współczującej obecności.

środa, 11 czerwca 2014

You only live once





Późna noc przed egzaminem to najlepszy czas na szukanie sensu życia. Wszyscy śpią, piję kawę i myślę. I piszę. Banały nad banałami, nic odkrywczego nie szukajcie w tej notce. Mam zamiar powtórzyć tu słowa i pytania zadawane przez ludzkość odkąd tylko zdołała wypełznąć z jaskiń, odkąd małpy zeszły z drzew i zdały sobie sprawę, że ja - to właśnie ja. Ale wszystkie te pytania, te głupie na pozór i banalne dywagacje nabierają głębszego sensu i znaczenia w momencie, kiedy bardzo dobitnie i osobiście uświadomisz sobie je, odniesiesz do swojego ja i swojego teraz. Ale od początku.
Jak pewnie większość czytających znajomych już wie, trochę ponad miesiąc temu umarł mój tata. I jakkolwiek trudno mi mówić o tym wprost, technologia i Internet przychodzą z pomocą - bo, jak wiadomo, łatwiej coś napisać nieczułą klawiaturą niż powiedzieć na głos. Zanim to się wydarzyło, śmierć była tylko abstrakcyjnym konceptem w mojej głowie. Strasznym, prawdziwym - ale odległym. Czymś, co wiem, że istnieje, ale jej rozmiaru, skutku i wpływu na rzeczywistość byłam zupełnie nieświadoma. Teraz, kiedy powoli zaczynam ochłaniać, pojawiła się we mnie ta nieskończenie ciążąca świadomość, że wszystko, co nazywamy życiem, wszystko co uważamy za dobre, piękne, wartościowe, wielkie, że każde działanie, uczucie i moment w obliczu śmierci jest, w gruncie rzeczy,  nic nie znaczącą ilzują. Że jestem jedynie kupą mięsa która - w jakiś przedziwny sposób żyje i decyduje o sobie, która jest świadoma i zdolna do wielu wspaniałych rzeczy, co naturalnie uważam za coś absolutnie pięknego - ale nadal pozostaje jedynie zbiorem tkanek, plątaniną impulsów nerwowych i naczyń krwionośnych.  The flesh that lived and loved will be eaten by plague, jak śpiewają Mumfordzi. Następnym razem, kiedy się spotkamy twarzą w twarz mój przyjacielu, musisz wiedzieć, że wszystko czym jestem, moja twarz i oczy w które patrzysz, gdy rozmawiamy, mój głos, ciepło mojego ciała które czujesz, gdy przytulę cię na powitanie, to wszystko już całkiem niedługo zniknie. Zgnije, wróci do swojej pierwotnej formy opisanej kiedyś przez Mendelejewa, a wszystko to, co nazywasz ogólnie Natalką bądź Żydem, zwyczajnie przestanie istnieć. Pomyśl o tym, gdy następnym razem się spotkamy .I nie mogę powstrzymać się, żeby nie dodać: I’ll be a story in your head, but that’s okay, because we’re all stories in the end. Just make it a good one, eh? Może o to w tym wszystkim chodzi, to make that story a good one. Bo tak naprawdę nie wiem, co w tym bezsensownym istnieniu, w tym flesh that lived and loved jest tak cennego, że trzymamy się tego kurczowo, nogami i rękami, mimo tej przerażającej i tragicznej w sumie, nieuchronności śmierci?
Dlaczego tak naprawdę chcesz żyć? 
Ja jeszcze nie wiem. Wiem tylko jedno, dostałam jedną szansę, króciutkie kilkadziesiąt lat, chwilę. You only live once, jakkolwiek banalnie to nie brzmi.