Bo ja kiedy idę, to idę w rytmie szumiących na jaskrawym niebie liści. Czuję jak kruki biją powietrze skrzydłami i małe sikorki, jak im śpiew wzbiera w gardłach, jak drżą im próra. Czuję jesieny wiatr który mi ciało obmywa z myśli, jak mi sprzyja, jak się bawi moimi włosami. Czuję jak rosną korzenie i drzew i traw, coraz głębiej w ziemię, w mrok, w wilgotność. Chciałabym się i ja, w tą ziemię tak zanurzyć, dotknąć jej stopami, czesać włosy traw i poczuć jej drgające tętno w całym swoim ciele. Oczy chłoną chłodny błękit nieba, koję się jego odcieniem. Kiedy idę, to czuje jak świat idzie w moim rytmie, jak mnie karmi moim w nim byciem, i czuję wtedy, jak mi rosną skrzydła. Chcę biec, chcę śpiewać, i żyć nareszcie. Ignoruję nieczuły beton miasta, wyciągam z krajobrazu tylko to co żywe, wyobrażam sobie przestrzenie łąk, które mi w dzieciśtwie rosły pod nogami, buduję z drzew na miejskich skwerach katedry, małe kapliczki z życia i liści. I oddycham, i oddycham, i oddycham, i idę.
Jeśli mnie kochasz kochanie, zabierz mnie do lasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz