czwartek, 21 listopada 2013

wróć. noce są długie i zimne i obce
proszę, właśnie teraz, kiedy miasto szumi m za oknem swoim nocnym pomrukiwaniem
kiedy przesłuchałam już wszystkie nasze piosenki
potrzebuję cię
wróć tylko na jedno słowo, na jedno zdanie, na jedną rozmowę, na wieczór, na noc
ta cisza między nami trwa wystarczająco długo
Vruć.

wtorek, 22 października 2013

Lights in the sky

Gośka i Łasica wyszły, Kaśka zamknęła się w pokoju, a ja zostałam sama na mojej wieży. Szisza już dawno ostygła, nawet zapach świeczek wywietrzał. Przypominam sobie po kolei wszystkie wieczory o zapachu sziszy, świeczek i perfum Brut.
Potrafię już przeglądać wszystkie zdjęcia i nie czuć nic. Potrafię już słuchać ambientu z shoegaze i nie czuć nic. Potrafię już puszczać kółka z dymu i oglądać Donniego Darko i nie czuć nic. Od czasu do czasu się upewniam, że na pewno nie czuję już nic. Jakbym sama sobie nie ufała, tak jak nie ufałam tamtego wieczoru ponad miesiąc temu. Potrafię już pamiętać dobre rzeczy, i nie czuję nic. Pusto.
Być może za pusto i za samotnie i za wcześnie. Idę zaparzyć kawę. Lubię ten ciemnobrązowy kolor i intensywny zapach.
A mieliśmy pić kawę razem w Nowym Yorku, pamiętasz?

Lights in the sky

piątek, 20 września 2013

Set me free.

Kilka lat temu, zima, piątek, niedługo Święta Bożego Narodzenia. Miałam jechać do domu z Kielc. Po oblodzonych chodnikach ciągnę w walizce za sobą większość swojego dobytku. W drugiej torbie mam laptopa, całkiem nowego, w kieszeni telefon i kilka wyliczonych złotych na busa. Śpieszę się, bo bus przecież nie poczeka, a na następny czekać mi się nie uśmiecha. Wychodzę z Internatu trochę wcześniej, żeby jeszcze po drodze zdążyć wejść na chwilę do kościoła Kapucynów. Trwają rekolekcje. Wchodzę, staję z tyłu, blisko wyjścia, wiedząc, że prawdopodobnie zdażę jedynie wysłuchać Ewangelii i będę musiała wyjść. Ściskam w tłumie rączkę torby na laptopa i co chwila sprawdzam, czy marne 6 zł gwarantujące mi powrót do domu nadal bezpiecznie spoczywają w mojej kieszeni, kiedy zaczyna się kazanie.
Najdziwniejsze, najbardziej wstrząsające i radykalne kazanie w moim życiu. Całkiem krótkie.
Oddaj wszystko, co masz ze sobą wartościowego. Telefon, kartę, pieniądze, laptopa, biżuterię. Będziemy zbierać te przedmioty w trakcie tacy. To nie jest ściema. To nie jest rekolekcyjna zagrywka. Nazwij nas złodziejami, wyjdź z kościoła, zrób co chcesz. Albo oddaj wszystko, co masz. Bez półśrodków. Teraz.

Wyszłam. Po części dlatego, że śpieszyłam się na busa, ale wiem, że tak naprawdę, to zadanie mnie przerosło. Głupie, warte góra dwa tysiące przedmioty dawały mi poczucie bezpieczeństwa. Co powiedziałaby mama, gdybym oddała nowy laptop? Za co wrócę do domu? Jak zadzwonię po pomoc? Jak dam sobie radę? Stchórzyłam. Ale od tamtej pory nie przestawałam o tym myśleć.

I tak od tamtej pory, co jakiś czas, los, mój anioł stróż czy ktokolwiek by to nie był, przypomina mi o tamtym wieczorze. I o wszystkich możliwościach, jakie stanęłyby przede mną, gdybym zdobyła się na uczynienie siebie absolutnie WOLNĄ. Into the Wild, artykuł o Dolinie Hunza, Fight Club, Mr Freeman - przypominają mi tylko o tym, że żyję w niewidzialnym więzieniu. Telewizja, Internet, telefon, cywilizacja, pieniądze - czuję - WIEM - że robią ze mnie małego niewolnika. Bez tego wszystkiego nie istnieję. Albo może przeciwnie, przez to wszystko nigdy nie żyłam.

Paradoksalnie, to pragnienie zerwania z tym, co mnie ogranicza, jest jednocześnie moim największym marzeniem i nawiększym strachem - pewnie dlatego, że jednocześnie to więzienie jest tym, co mnie określa. Oznaczałoby to nie tylko wyjście ze strefy komfortu, z poukładanego, wygodnego świata-więzienia, ale też radykalne zweryfikowanie tego, kim i jaka jestem, pozbycie się w gruncie rzeczy złudzeń na temat siebie i świata naokolo mnie. Boję się, że nigdy się na to nie zdobędę. Że zawsze będę tą przerażoną utratą kontroli nad swoim teraz dziewczyną, która wychodzi z kościoła w grudniową noc, ściskając w ręku laptopa.

wtorek, 10 września 2013

While you're still here.


Napisz do mnie. Zadzwoń. Poproś o pomoc lub o opinię. Wyślij mi zdjęcie. Muzykę. Głos. Zapytaj co u mnie. Zaproś. Czekaj. Tęsknij. Przytul. Rozmawiaj. Dotknij. Żartuj. Napij się ze mną. Zapal. Obejrzyj film. Obejmij. Łaskocz. Całuj. Opowiedz coś. Pożądaj. Przytul. Drocz się. Powiedz dobranoc. Zaśnij. Obudź mnie. Pocałuj. Pożegnaj.

Powtórz setki razy. Nie wyjeżdżaj. [X]

wtorek, 21 maja 2013

...



wiedziałam to od pierwszego spojrzenia
znikniesz
być może po miliardach lat umrzesz jak umierają gwiazdy
albo spadniesz nagle w antymaterię
zapomnisz
wsiądziesz w samolot

widziałam tysiące takich umarłych gwiazd
mam ich zimne jądra ukryte głęboko w piersiowej klatce
cały czas bolą

widziałam koniec od początku naszego wszechświata
i pozwoliłam ci trzymać moją rękę
może nasze splecione palce odwrócą bieg czasu

oddychaj

czasu bieg odwrócą palce splecione nasze może



wtorek, 7 maja 2013

Go away!



To taki właśnie wieczór - kiedy zmęczona całym dniem wracam do pokoju, ignoruję bałagan i projekty na czwartek, biorę gorący prysznic, włączam muzykę i po prostu jestem - sam na sam ze sobą. Nie chcę i nie potrzebuję towarzystwa ludzi, wyłączam fejsa, włączam tryb "go away". Jedynym problemem, jaki podejmuję się rozwiązać jest dzisiaj wybór pomiędzy książką, którą zaczęłam, a poleconym filmem. Tak spokojna dawno już nie byłam. Nie wiem, ale być może to zasługa gór, a może sziszy, Stevena Wilsona i długo wyczekiwanego spotkania. Fakt faktem: w tym momencie, oprócz świętego spokoju, nie potrzeba mi nic.



poniedziałek, 29 kwietnia 2013

That feeling inside

Ostatnimi dniami towarzyszy mi ciągły niepokój. Dziwne uczucie, ogarniające całe ciało, jakby czekało mnie coś strasznego i nieuniknionego - podobne uczucie do tego, kiedy czekasz na egzamin, szalenie ważny egzamin. Nie umiem tego wyjaśnić. Czasem inni ludzie albo muzyka pozwalają mi zapomnieć, ale to nigdy nie działa na dłuższą metę. A potem siedzę jak w letargu, scrollując wszystkie znane mi nigdy niekończące się portale i czekam, aż minie. Nie mija. Sen jest jedyną prawdziwą ucieczką od tego uczucia - dlatego śpię dużo, choć zaraz po przebudzeniu znowu wraca, ze zdwojoną siłą. Mrowiące, chłodne uczucie wokół klatki piersiowej, gardła i ramion, spływające w dół, w okolice żołądka. Nieprzerwanie, non stop. Proszę, niech przestanie. [X]

sobota, 27 kwietnia 2013

Just let go

Co robisz, kiedy pokłócisz się z kimś, kto jest dla Ciebie szalenie ważny, kiedy myśl o tej osobie odbiera Ci możliwość robienia czegokolwiek innego? Kiedy sprawdzasz fejsbuka, skejpa i telefon co minutę z nadzieją, że dostaniesz jakąś wiadomość, a jedyne co się dowiadujesz, to że Plus ma nową promocję a Twój znajomy zaprosił Cię do Mafia Wars. Co robisz, kiedy każde słowo zamienione z Twoim ojcem skutkuje szantażem emocjonalnym ze strony matki, podwójną awanturą i nie odzywaniem się już z nikim w Twoim domu, łącznie z rybkami, które dzisiaj rzuciły focha na to, że chciałam je nakarmić i z pogardą dla wolno opadających płatków pokarmu odpłynęły na drugi koniec akwarium (choć podejrzewam, że ktoś po prostu mógł je już wcześniej poczęstować żarciem i to niekoniecznie jest spisek przeciwko mnie). Bo ja, Little Runaway, poszłam nad jezioro, jak zawsze. Uciekłam, schowałam się tam, gdzie nikt mnie nie będzie szukał, posiedziałam, uspokoiłam się. A potem musiałam znowu uciekać przed kolejną kłótnią, tym razem na rowerze. Potem spróbowałam pobujać się w czyimś towarzystwie, ale nawet oglądanie głupich filmików na jutubie i jedzenie czekoladowo-mentolowych cukierków czasem po prostu nie pomaga. Co wtedy? Wtedy, po dwóch dniach ciągłego naprzemiennej ochoty zabicia czegoś fluffiastego i słodkiego i wybuchnięcia płaczem dochodzi się do punktu, kiedy rozumiesz, że musisz odpuścić. Dać rzeczom potoczyć się samym. Nie sprawdzać fejsa co minutę, zaakceptować to, że Twoi rodzice są bardziej popieprzeni niż stado gimnazjalistek, wycofać się. A potem włączyć Jasona Mraza, otworzyć okna na oścież i zacząć tańczyć. I'm living my life easy and breezy, with peace in my mind. Innego sposobu nie ma. [X]

I tak, wróciłam. Mam nadzieję, że na dłużej. :)