Poddaję się. Są pewne limity tego ile człowiek może stracić. Nie jestem Hiobem, niestety. Najpierw umiera mój tata, potem tracę kolejno trójkę najbliższych przyjaciół. Jednego, bo chyba za trudne to było zostać ze mną, kiedy nie działo sie najlepiej. Drugiego, nadal do końca nie wiem dlaczego, po prostu ot, stało się, z dnia na dzień, o pierdołę. Trzeciego, bo wypiłam o dwa piwa za dużo i o jedno słowo za dużo powiedziałam, nawet nie wiedząc co ono znaczy. Ja się Poddaję. Kapituluję. Nie zniosę więcej pożegnań, daleko mi do Hioba. Może to miała być od losu lekcja pokory, może wolnego umierania.
Był czas kiedy myślałam że samotność mam we krwi. Jak ja bym chciała mieć, może by było trochę prościej.
poniedziałek, 11 sierpnia 2014
Ręce do góry
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ludzie od Ciebie odchodzą, gdy przeżywasz trudne chwile. Aby ich zatrzymać, nauczyłam się uśmiechać i udawać, że wszystko w porządku. Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuń