O chłopach prawić będę. Wyżyję się, no. Mój blog, moje posty, wolno mi. A co!
Po pierwsze, kocham facetów. Tak generalnie. Uważam, że nic lepszego niż facet nie mógł Bóg wymyślić (zaraz po bitej śmietanie i nas, kobietach, oczywiście). A że osobiście szczęścia do facetów nie mam i że większość znanych mi facetów mnie lubi... jako przyjaciółkę/kumpelę/koleżankę (niepotrzebne skreślić), to już inna sprawa. Trochę to jednak przykre jak człowiek ma po raz setny nadzieję (taką bladobłękitną, coś jak dym papierosów, ale zawsze), a potem po raz któryś koleś wyjeżdża człowiekowi z opowieścią o byłych laskach, używając określeń typu hot, smart & beautiful. Albo zaczyna gadać nie o byłych, a obecnych. Albo w ogóle, ignoruje na całego (fuck off, Paul!). Człowiek (czyli ja) czuje się wtedy jak nadmuchany materac z którego ucieka powietrze. Tak, że się w końcu leży czterema literami na twardej ziemi. Może i przeżywam jak stonka wykopki, ale, seriously, na początku dało radę. Ale po którymś razie i ja mam prawo się sfrustrować, nie? Jeden książę już mi spierdzielił, drugi plebsu nie tyka. Ych.
A co do innych rzeczy, jutro jadę na Wschód, egzaminy zdawać. Bu ha ha ha. Jakoś nie wierzę, że się zakwalifikuję, ale próbować trzeba. A nuż dostanę jakiegoś przebłysku geniuszu. Albo komisja będzie czymś zjarana (no co, w końcu bohema artystyczna). Albo wszyscy z wyższymi notami będą na jakimś artystycznym dopingu. Albo się zlitują. Albo nie wiem.
Dobra. Idę spać. Powiem tylko mojemu niedoszłemu sataniście dobranoc.
A, i wrzucam ładny art. Nie wiem co to i kto to ale chcę tak malować i chcę takiego boyfrienda. ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz