poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Let's go to Boston.







Ten teledysk, trochę marzeń i cała noc przede mną. Nie chcę iść spać. Chcę napisać list, chcę się spakować i wyjechać, gdziekolwiek. Do Białobrzegów. Albo do Bostonu. Chcę spotkać swoją soul sister i przesiedzieć całą noc na dachu pijąc piwo i gadając o tych wszystkich zajebistych rzeczach, które zrobimy. A potem o świcie wypić kawę. Z brązowym cukrem.

Ach, no i Veri wreszcie coś nabazgrała. Nareszcie, dude! Mydło i ostatnie krople whisky made my night, totalnie. Strasznie lubię te jej stories.

Jedźmy do Bostonu.


wtorek, 24 kwietnia 2012

Nocą.


Tak mi wpadł przez przypadek, gdzieś tam, kiedy spacerowałam nocą po Sieci. Jeden z tych dziesiątków wierszy Poświatowskiej, które znam już prawie na pamięć. Nadal marzę o własnym tomiku jej wierszy.


Boże mój zmiłuj się nade mną
czemu stworzyłeś mnie 
na niepodobieństwo
twardych kamieni
Pełna jestem twoich tajemnic
wodę zamieniam w wino pragnienia
wino - zamieniam w płomień krwi.
Boże mojego bólu
atłasowym oddechem wymość
puste gniazdo mojego serca
Lekko - zeby nie pognieść skrzydeł
tchnij we mnie ptaka
o głosie srebnym z tkliwości


I jeszcze jeden. Na dobry sen:


obiecywałam niebo
ale to nieprawda
bo ja cię w piekło powiodę
w czerwień - ból


nie będziemy obchodzić rajskich ogrodów
ani zaglądać przez szpary
jak kwitnie georginia i hiacynt
my - położymy się na ziemi
przed brama czarciego pałacu


zaszeleścimy anielsko
skrzydłami o pociemniałych zgłoskach
zaśpiewamy piosenkę
o ludzkiej prostej miłości


w promyku latarni
świecącej stamtąd
pocałujemy się w usta
szepniemy sobie - dobranoc
zaśniemy


piątek, 20 kwietnia 2012

Do siedmiu razy sztuka.

Pierwszy był szczupły jak młode drzewo, miał ciemne oczy i długie, długie pisał mi listy. Lubiłam jego czarne na białej kartce pismo, wyryte w obcym dla mnie szyfrze. Ten mówił, że kocha, ale kto inny pokochał go bardziej.

Drugi miał oczy błękitne jak moja dusza, melancholijnie opuszczał rzęsy nad moimi myślami. Kupił mi drożdżówkę i całą noc czuwał, żebym mogła pamiętać dobrze wczesnoranne miasto. Ten kochał, lecz kochał inaczej.

Trzeci nie pytał o imię i nie pisałam za jego dni żadnych wierszy. Budził we mnie nie-mnie i co noc kalekie słowa obracaliśmy w wąskich światłowodach sieci. Ten kochał tylko siebie, rozdrapując do krwi wszystkie nasze gry.

Czwartego poznałam razy dwa. Miał obcy mi akcent i byłam jego obcą. Przez kilka długich myśli staliśmy razem na brzegu lotniska i przez kilka snów czy słów byłam tylko jego. Tego kochałam tylko w trybie przypuszczającym.

Piąty pamiętał wszystkie odcienie moich włosów i tańczył ze mną długo. Powolne, świergoczące rozmowy i zaufania o wiele więcej, niż powinnam mieć. Miał twarz hollywoodzkiego aktora i gołębią duszę. Ten kochał mnie zbyt długo i nazbyt zwyczajnie.

Szóstego stworzyłam z długich dźwięków samotności i oddałam mu się szybko. Przychodził wieczorami i pachniał tytoniem i szczęściem, a gdy wychodził, koszulę miał zmiętą. Ten mnie kochał tylko na niby.

Na siódmego czekam.

środa, 18 kwietnia 2012

Sentymentalne pierdoły.



Nie mogłam się powstrzymać. Za bardzo wyraża wszystko, czego potrzebuję. Dwadzieścia lat samotności ssie, zwłaszcza, kiedy zapali się zapachowe świeczki i włączy nastrojową muzykę. Tak jak w tej chwili.

Lucky ones?

Głupia ja. Rozkapryszone dziecko, które chce tylko tego, czego nie może mieć, a to, co jest w zasięgu ręki zwyczajnie olewa.
Nie potrafię się już "zakochiwać", ostatnio to zauważyłam. Umiem tylko chcieć tego czy innego faceta, mogą mi się podobać, mogą pasować do mojego wyimaginowanego obrazu siebie z przyszłości, ale... zakochać się? Tak po prostu? Dobre sobie. Chyba po prostu już nie potrafię. Za dużo we mnie "Wstydu" a za mało "Dumy i uprzedzenia". Chyba.
A skąd takie myśli, hm? Wszystko przez mały żart, który, jak się potem okazało, wcale tak do końca żartem nie był. Udając, że to "tylko na niby" zaczęłam się zastanawiać, czy to "na niby" było aż tak na niby, jakbym chciała. I nadal nie wiem, czy chcę go, czy go nie chcę.
Tak, naturalnie chodzi o faceta, bo o cóż by innego. Jednego z tych, co to się ich nie zauważa, bo są za blisko. Nawet się o nich nie myśli w ten sposób. A ja pomyślałam, a teraz już całkiem nie wiem, co myśleć.
Ale nawet jeśli... to ja umiem tylko chcieć, nigdy kochać. Tylko chcieć. 


sobota, 14 kwietnia 2012

I don't know what to write

Jestem. Żyję. Nie zaginęłam i nie umarłam na żadną tropikalną chorobę. Tylko że przygotowania do studiów i ogólnie, do dorosłego życia, zajmują mi ostatnio więcej czasu niż przewidywałam.
Z mniej istotnych informacji: zapisałam się na prawko. Uwaga, polscy przechodnie, ulice nie są już tak bezpieczne jak kiedyś! A potem zrobię na motor :3
Uczę się włoskiego, rysuję i maluję, szukam kogoś do potrzymania za rękę. To w sumie streszcza ostatnie tygodnie. Nie wiem nadal co zrobić ze swoim życiem, na razie staram się go po prostu nie marnować siedzeniem w domu. Chociaż... dzisiaj to akurat dałam popisową lekcję lenistwa i nicnierobienia. Jem, leżę, tyję i czytam Internet.
I jeszcze z mniej znaczących niusów. Poznałam kolesia. Przystojny, wychowany i inteligentny. Co z tego, jak mieszka fhój daleko? Życie mi tu zapachniało ironią.
Jak zazwyczaj.