Tak mi wpadł przez przypadek, gdzieś tam, kiedy spacerowałam nocą po Sieci. Jeden z tych dziesiątków wierszy Poświatowskiej, które znam już prawie na pamięć. Nadal marzę o własnym tomiku jej wierszy.
Boże mój zmiłuj się nade mną
czemu stworzyłeś mnie
na niepodobieństwo
twardych kamieni
Pełna jestem twoich tajemnic
wodę zamieniam w wino pragnienia
wino - zamieniam w płomień krwi.
Boże mojego bólu
atłasowym oddechem wymość
puste gniazdo mojego serca
Lekko - zeby nie pognieść skrzydeł
tchnij we mnie ptaka
o głosie srebnym z tkliwości
I jeszcze jeden. Na dobry sen:
obiecywałam niebo
ale to nieprawda
bo ja cię w piekło powiodę
w czerwień - ból
nie będziemy obchodzić rajskich ogrodów
ani zaglądać przez szpary
jak kwitnie georginia i hiacynt
my - położymy się na ziemi
przed brama czarciego pałacu
zaszeleścimy anielsko
skrzydłami o pociemniałych zgłoskach
zaśpiewamy piosenkę
o ludzkiej prostej miłości
w promyku latarni
świecącej stamtąd
pocałujemy się w usta
szepniemy sobie - dobranoc
zaśniemy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz