Kurewskie kolory. Od dwóch godzin próbowałam. Starałam się jak mogłam. A to, co wyszło jest poniżej wszelkich dostępnych w polskim języku określeń dezaprobaty. Już nawet nie beznadziejne. Czuję się jak dziecko, któremu dali plakatówki i kazali skopiować Bitwę pod Racławicami. A egzamin już za miesiąc. A pojebany koleś w ognisku nie chce mi dać farb do ręki, bo najpierw muszę się nauczyć rysować. Jebać rysowanie z którym jest u mnie jako tako, skoro odtworzenie prostego błękitu zajęło mi hektolitry farby i pokłady cierpliwości, a i tak nie wyszło. A teraz ryczę z nadmiaru frustracji.
Może się po prostu nie nadaję. Idę na włoski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz