sobota, 18 stycznia 2014

Avoiding Buka like a boss.

Jestem Polką. W dowodzie osobistym (który gubię i wymieniam średnio co rok), jak wół stoi, że jestem Polką. Co za tym idzie, wychowana w kraju, w którym narzekanie i kompleksy są na porządku dziennym bardziej niż kultura osobista, przejęłam od swojej mamy i babci i cioci i wujka i ojca i pani nauczycielki i telewizji ohydny zwyczaj narzekania. Na wszystko. Czasem myślę, że grumpy cat też ma jakieś polskie korzenie, choć i tak to Bogu ducha winne zwierzątko nie dorównuje co poniektórym najbardziej polskim Polakom. I wychowana w przeświadczeniu (przez wiele lat oczywiście nieuświadomionym), że inaczej się nie da, a wychwalający uroki życia i swoje własne ludzie to jakieś hipisowskie świry, żyłam sobie te kilknaście lat. Aż w końcu nadszedł dzień, kiedy, całkiem nieświadomy wagi swoich słów, mój przyjaciel zza granicy wydobył z siebie kardynalne "STOP WHINING!". Notka dla angielskosceptyków: znaczy to tyle, co "przestań otwierać swój gderliwy ryj jeśli jedyne co chcesz robić, to narzekać". W wolnym tłumaczeniu.
No ale jak to bywa, takie spontaniczne mądrości zazwyczaj wypadają z głowy tak szybko, jak tam wpadają. Ale zawsze zostawiają po sobie ślad.
I wiecie co? Czasem się to wspomnienie odzywa. I wtedy zaczynam myśleć. I zgadnijcie, do jakich dochodzę wniosków?
MAM CHOLERNIE DOBRE ŻYCIE.
Nie idealne, ale naprawdę dobre. Mogłam urodzić się w kraju, gdzie panuje głód. Albo w patologicznej rodzinie. Mogłam urodzić się chora, albo śmiertelnie zachorować. Mogło mnie spotkać coś naprawdę okropnego. 
Ale los chciał, że miałam normalną rodzinę, dobre dzieciństwo i dostęp do edukacji. Nigdy nie głodowałam. Byłam wiele razy za granicą, widziałam i próbowałam rzeczy, do których pewnie wielu nie miało szansy dostępu. Robię to co lubię i mam przed sobą szansę na przyzwoitą pracę. Mam ubrania, parę zdrowych rąk i nóg. Umiem czytać. Wiem co to zmęczenie po ciężkiej pracy, wiem jak to jest kochać, spotkałam w swoim zyciu absolutnie niesamowitych ludzi z kraju i zza granicy, a niektórzy z nich, zechcieli zostać moimi przyjaciółmi. Jasne, że mam swoje małe i większe, fioletowe, straszne życiowe Buki. Ale chcę nauczyć się, żeby zawsze wychodzić im na przekór z takim zacieszem na ryju.  Różnie mi to wychodzi, ale innej rady nie ma. Bo w gruncie rzeczy, pomimo polskiej natury, mam sporo powodów do takiego banana na twarzy :)








3 komentarze: