Zastanawiam się nad zrobieniem sobie tatuażu. Oczywiście, rodzice o niczym nie wiedzą i raczej się nie dowiedzą, dopóki nie zrobię. Niestety, taka przyjemność trochę kosztuje D: Będę musiała (o ile się rzeczywiście zdecyduję) pewnie pooszczędzać przez kilka miesięcy...
Co do wzorów, znalazłam dwa, które mi się podobają. Oba skromne, ale.
Jaskółki. Na ręce, ewentualnie na karku.
Drugi pomysł to napis - Je ne regrette rien - czyli "niczego nie żałuję". I znowu, niepewnam gdzie - albo bark/łopatka, albo poniżej karku, albo na dłoni. Naturalnie jakąś ładną, elegancką czcionką...
Ponadto, szukam studiów. Już byłam napalona na architekturę wnętrz, ale mam kilka pytań, istotnych dość, a nie mam nikogo, kogo mogłabym się zapytać. Studenci z ASP w Wawie uparcie odmawiają pomocy, a sama ie znam nikogo na tym kierunku... A boję się, że nie poradzę sobie z matmą... bo przedmiot "podstawy budownictwa" już z samej nazwy wywołuje u mnie torsje i spazmy.
No a może powinnam kontynuować italianistykę rzeczywiście? W sumie... gdybym się ostro wzięła do pracy to do października podciągnęłabym się na tyle, żeby dać sobie radę na włoskim... Ale znowu: brak kontaktu do ludzi z UW, żeby wypytać jak idzie program i w ogóle, ogólnie i w szczególe... Wiem, niby bez tego też można, ale mimo wszystko wolałabym coś wiedzieć, żeby nie wpakować się znowu na studia, które rzucę po trzech miesiącach.
A poza tym, Ted Mosby zabrał mi dziś czas przeznaczony na sprzątanie mojego pokoju, który z grubsza przypomina Berlin po ataku aliantów. No, ewentualnie popowstańczą Warszawę.