wtorek, 31 stycznia 2012

All I need

To był dobry weekend. Wyrwałam się z domu. Spotkałam ze znajomymi. Wybrechtałam za wszystkie czasy. Jadłam to, czego nie powinnam. Śpiewałam. Próbowałam zmierzyć się ze swoimi fobiami. Napisałam na szybie busa "I believe in Sherlock".Wróciłam zmęczona i zmarznięta. Rysowałam, a ręce miałam całe niebieskie od pasteli. Płakałam i byłam wściekła.
A poza tym, czeka mnie kardiolog, bo arytmia. Przydałby się jeszcze facet, bo samotność.
A tu kilka rzeczy z kwejka i innych. Małe inspiracje dla nocnych myśli.
















.
.
.
.
.
WSZYSTKO czego mi trzeba. 

niedziela, 22 stycznia 2012

Nothing new

Nic ciekawego się nie dzieje. Oprócz ACTA i Sherlocka, oczywiście :D No i bolą mnie łydki po wczorajszym hasaniu.
Ale musiałam, musiałam się tym podzielić:




Aż się wzruszyłam jak to zobaczyłam. Swoją drogą, ciekawe, jak zareaguje John na powrót Sherlocka. To będzie scena mega ever!
I zapraszam tutaj: Nie dla ACTA!

sobota, 21 stycznia 2012

Lazy exercises

Dziś miałam iść na siłownię pobiegać/popedałować. No ale postanowiłam zaoszczędzić i przez godzinę skakałam, truchtałam w miejscu i biegałam po domu (przy okazji odkryłam, że mama jednak w domu jest i śpi u siebie xD). No i wprowadzam w życie szóstkę Weidera. Podobno są efekty, więc spróbujemy.
No i dalsza część walki przeciw ACTA. Czytam, piszę, udostępniam linki. Mam nadzieję, że jednak projekt nie przejdzie. Dość, że na iitv.info już moich seriali oglądać nie mogę! Supernaturale, łajtkolary, hałajmetyormadersy, vampajerdajry, i SZERLOKI D: Żałobę ogłaszam. Totalnie.
I tak, nadal sherlocked. Aż się za czytanie oryginałów wzięłam ^^
I macie, jakoś mnie to rozbawiło, dunno why ;) --> http://9gag.com/gag/1978518?ref=fb-share

środa, 18 stycznia 2012

Some shit

Zapomniałam. Łapaj, chciałeś wierszydło, to masz!

już nic się nie śni
białe złote plamy na źrenicach każdej bezbożnej nocy
pul pul pulsuje ekran na linii ust
wdycham zapach społecznościach portali jak mantrę powtarzam
planuję obicie fotela długie wieczory wtulone w czyjeś ręce
marzeniom ciasno
przekręcam klucz do klatki
na zewnątrz już jasno

60s, Rock and Death

Jak on to zrobił? Jak on to zrobił? Przecież to niemożliwe! No JAK?
Jeśli tylko to chodzi Ci po głowie po obejrzeniu filmu, znaczy, że ostatnie półtorej godziny i miesiące pracy aktorów i ekipy nie poszły na marne. Sherlock w wykonaniu BBC rules.Ale nie, seriously, Reichenbach Fall powalił mnie na kolana. Była drama, jak zapowiedziała Ewa, i to zdrowa. A ostatnie słowa Johna nad grobem... Heh. I w ogóle. Cud, orzeszki (miód pomijam, bom na diecie).
To jedno. A poza tym drugi news z mojego maleńkiego życia: mój pokój jednak postanowiłam urządzić na lata 60-te. Może inaczej: a'la lata 60-te, bo tak do końca nie da rady - za dużo kasy i roboty. Ale i tak czekają mnie (albo raczej rodziców) spore wydatki. Fotel na cienkich nóżkach i to jeszcze w odpowiednim kolorze to nie taka prosta sprawa. Wczorajsza noc i dzisiejsze popołudnie na aukcjach, stronach sklepów meblowych i ebayu, i nadal nie mogę znaleźć czegoś odpowiedniego poniżej dwóch tysięcy. No a dwa tysiące to trochę za dużo.No, chyba, że kupię staroć i odrestauruję. Ale żeby jeszcze były w sprzedaży odpowiednie obicia tapicerskie... Poza tym, nie mam pojęcie ile taka renowacja może kosztować i czy w ogóle się opłaca. Zobaczymy. Bo poza fotelem, reszta dodatków jakoś pójdzie. Plakaty, radio w stylu retro, poduchy się kupi bez większego problemu. Tylko ten chędożony fotel... ):
I jeszcze jedno z dzisiaj: moja mama słucha rocka. Nie wiem, czy lubi, ale słucha. Głośno. ^^
Aaaaa, macie. Kilka fotek wnętrz stylizowanych na lata 60-te :)






wtorek, 17 stycznia 2012

Video Games

Ten teledysk, ta muzyka, te słowa, ten głos. Aż się człowiekowi chce zakochać.


Regular day

Dzień jak co dzień, nie ma się czym pochwalić. Wstałam po szlachecku, koło południa, obejrzałam Great Expectations (ooooch, ten kilmat Londynu XIX w. i to do tego taki... mhroooczny), zrobiłam rodzicom prezent na rocznicę ślubu i siedzę na fejsie. A pomyśleć, że w tym czasie mogłabym robić coś wielkiego i twórczego! (To dlatego nigdy nie będę Da Vincim, Monetem ani Edisonem, za dużo fejsbuka xD) Btw, ciekawe, czy Van Gogh by wstawiał swoje rysy na deviantarta, gdyby żył współcześnie?
Ale (zawsze jakieś jest, no nie?) mimo mojej radosnej bezproduktywności, nadal lubię się motywować do życia pełnią życia tego typu filmikami. Ta dam!




A. No i umówiłam się na kino z peruwiańskim przyjacielem. Nadal nie wiem, jak pokonamy przeszkodę w postaci kilkucyfrowej liczby kilometrów ani ćwierćdobowej różnicy strefy czasowej, ale co tam. I tak obejrzymy "Shame" razem :D A przynajmniej spróbujemy :))

sobota, 14 stycznia 2012

Who am I?

No właśnie. Z tym mam największy problem. Samookreślenie siebie jest dla mnie jak próba ułożenia z bułki tartej rogalika. Za dużo kawałków i żaden nie pasuje.
Jeśli założyć, że życie zaczyna się wtedy, kiedy ktoś zna Cię w całości i kocha Cię, to ja jestem rozkładającym się trupem z larwami pomiędzy kośćmi. Albo poaborcyjnymi szczątkami dziecka raczej, bo najwidoczniej nigdy nie żyłam. 
I to jest, niestety, prawdą. Każdy zna mnie od jakiejś strony, a żadna z nich nie jest prawdziwa.
Dla znajomych z oazy - wesoła, zwariowana, wierząca dziewczyna. Pobożna. Katoliczka. (Już jak to czytam zbiera mi się na śmiech).
Dla rodziców - wredna, zamykająca się wiecznie w pokoju,  pyskata, niewdzięczna córka, a do tego epicki leń i bałaganiarz.
Dla znajomych ze studiów - przeciętna, narzekająca, średnio-wierząca, niewarta większej uwagi jakaśtam dziewczyna.
Dla znajomych z Internetu - perwersyjna i wyuzdana, przewrażliwiona na punkcie swojego dziewictwa, nieodpowiedzialna i niesłowna koleżanka od durnych rozmów.
Dla siebie samej - nieatrakcyjna, nudna dziewczyna z nabałaganionym życiem (tego, że zwalam całą winę za to jaka jestem na błędy rodziców i nieżyczliwość środowiska chyba nie trzeba wspominać?), uciekająca w Sieć przed wszystkimi problemami i samą sobą.

No i teraz: BUM! Żadna z wersji nie jest prawdziwa! Ha. Ha. A wszystkie jak najbardziej zaistniały w czasie i przestrzeni. Powiem więcej: wszystkie egzystują jednocześnie!
Patrzcie, jaka ze mnie uzdolniona komediantka! Może jednak powinnam iść na to aktorstwo? Doświadczenie już mam.

czwartek, 12 stycznia 2012

Whole new world

Zmiany, zmiany, zmiany. To planuję w najbliższych kilku miesiącach. O ile motywacja mnie nie zawiedzie, być może za pół roku powstanie nowa ja. Nie dosłownie nowa... ale ulepszona.
Pierwsza sprawa, włoski. Rozmawiałam już z jednym Włochem na temat korków. Ma co prawda napięty grafik, ale za tydzień, góra dwa będę wiedziała, czy uda mi się wcisnąć do niego na korki. Byłoby dobrze.
Druga sprawa, kurs rysunku. Nie jestem pewna, czy się uda, ale w sumie chciałabym. Od zawsze marzyłam o szlifowaniu swoich samouczniowskich umiejętności w tym względzie.
Trzecia rzecz, kurs prawa jazdy. Najwyższy czas. Zgaduję, że wolność poruszania się dobrowolnie po cywilizowanym świecie bez spóźniających się pociągów i zatłoczonych busów musi być przyjemna.
Czwarta - dieta i sport. Jeśli dobrze pójdzie, w spokojnym tempie i bez głodówek za sześć miesięcy zmieszczę się spokojnie w BMI. Nie jem cukrów, tłuszczów i węglowodanów. Jak najmniej znaczy się. Białko, warzywa i błonnik - mój nowy cel. I woda. Dużo wody. No i już zorientowałam się w cenach siłowni i basenu. Trochę na karnety pójdzie, ale chyba warto zainwestować w siebie.
Piąta rzecz - Neokatechumenat. Może i bez entuzjazmu, ale spróbuję. A nuż nie będzie tak źle.

I przede wszystkim... zna ktoś jakieś porządne techniki motywowania? :D

wtorek, 10 stycznia 2012

Tattoos and architects

Zastanawiam się nad zrobieniem sobie tatuażu. Oczywiście, rodzice o niczym nie wiedzą i raczej się nie dowiedzą, dopóki nie zrobię. Niestety, taka przyjemność trochę kosztuje D: Będę musiała (o ile się rzeczywiście zdecyduję) pewnie pooszczędzać przez kilka miesięcy...
Co do wzorów, znalazłam dwa, które mi się podobają. Oba skromne, ale.




Jaskółki. Na ręce, ewentualnie na karku.
Drugi pomysł to napis - Je ne regrette rien - czyli "niczego nie żałuję". I znowu, niepewnam gdzie - albo bark/łopatka, albo poniżej karku, albo na dłoni. Naturalnie jakąś ładną, elegancką czcionką...
Ponadto, szukam studiów. Już byłam napalona na architekturę wnętrz, ale mam kilka pytań, istotnych dość, a nie mam nikogo, kogo mogłabym się zapytać. Studenci z ASP w Wawie uparcie odmawiają pomocy, a sama ie znam nikogo na tym kierunku... A boję się, że nie poradzę sobie z matmą... bo przedmiot "podstawy budownictwa" już z samej nazwy wywołuje u mnie torsje i spazmy.
No a może powinnam kontynuować italianistykę rzeczywiście? W sumie... gdybym się ostro wzięła do pracy to do października podciągnęłabym się na tyle, żeby dać sobie radę na włoskim... Ale znowu: brak kontaktu do ludzi z UW, żeby wypytać jak idzie program i w ogóle, ogólnie i w szczególe... Wiem, niby bez tego też można, ale mimo wszystko wolałabym coś wiedzieć, żeby nie wpakować się znowu na studia, które rzucę po trzech miesiącach.
A poza tym, Ted Mosby zabrał mi dziś czas przeznaczony na sprzątanie mojego pokoju, który z grubsza przypomina Berlin po ataku aliantów. No, ewentualnie popowstańczą Warszawę.

niedziela, 8 stycznia 2012

Born to Die

To w słuchawkach o trzeciej nad ranem. I dużo myśli.
Lana Del Rey - Born to Die
Niesamowite.
Puszczam raz jeszcze.

Nienawidzę tytułować postów

Za cholerę nie wiem, co za bzdety będę tu pisać. Pewnie i tak, jak 98,9% moich blogów, skończy się na dwóch, trzech notkach. Ale. Może jakimś cudem tym razem uda się dobić do dziesięciu. Trzymam kciuki w każdym bądź razie.
Swoją drogą, fajne tu mają szablony. Niektóre.